Kategorie
Mikroopowiadania

Ewolucja emigracyjnych przyjaźni

Żegnając cię na lotnisku w Balicach najlepsza przyjaciółka powiedziała coś, ale nie zdążyłaś tego usłyszeć. Byłaś już na pokładzie samolotu i ćwiczyłaś w myślach zawieranie nowych przyjaźni.

Miałaś słuch wyczulony na język polski, a sprawdzona formułka – „Cześć. Skąd jesteś w Polsce? Jak długo w Szwajcarii?” zaczęła magnetycznie przyciągać kolejne osoby. Byłaś w rozkwicie, a wszystko przypominało olbrzymią łąkę, na której co rusz wyrastały nowe zioła i kwiaty. Delikatny, lekko zniewieściały chłopak z podlaskiej wsi potrafił się zakumplować z przysadzistym kulturystą z Warszawy. Dziewczyna, która całe poprzednie życie sprzedawała piwo w Żabce i uwielbiała poezję Wojaczka odnajdywała bratnią duszę w nieco zbyt formalnej, ale sympatycznej pracownicy szwajcarskiego banku przeniesionej tutaj z siedziby we Wrocławiu. Łączyła was też gama sprzecznych uczuć: ciekawość, tęsknota, strach, ale każdy kolejny grill, każda kolejna impreza umacniały w przekonaniu, że razem możecie wszystko. Na łące zaczęły wyrastać pojedyncze chwasty, z początku małe, wręcz niezauważalne. Formułka uzupełniała się o nowe, zachwaszczone pytania, a na niektóre z nich „ile zarabiasz? i co, dobrze ci w tej Szwajcarii” staliście się wyczuleni. Włączyliście filtr, który zaczął przesiewać nowe osoby.

Kategorie
Mikroopowiadania

Ta sama chwila

Z krótkofalówki dobiega krzyk: „Szwajcarzy poderwali myśliwce F16, powtarzam, Szwajcarzy poderwali myśliwce F16”. Spoglądam w górę, ale ciepła barwa nieba nie zwiastuje nadchodzącego zagrożenia. Jesteśmy w pobliżu granicy niemiecko-szwajcarskiej. Wszystko wygląda jak zawsze, ale nic już nie jest takie, jak było.

Kategorie
Mikroopowiadania

Rzeczy, które robisz w Szwajcarii będąc grubym

„Cudnie!” – krzyk dietetyczki dociera do mnie jak przez szybę. Chwilę wcześniej powiedziałem jej, że wejdę na Grosser Mythen, a ona uznała to za wspaniały cel na drodze do utraty dwudziestu pięciu kilogramów. Jestem w klinice na terenie szpitala kantonalnego. Siedzimy w małym, ascetycznie urządzonym pokoju przy dużym stole. Ona, kobieta w średnim wieku, mogłaby być moją mamą, gdyby moja mama była rozentuzjazmowaną hipiską. Ja – dobijający czterdziestki tateł, który próbuje uniknąć wejścia w nowe dziesięciolecie z pakietem standardowym „cukrzyca, ryzyko udaru, nadciśnienie”. Dietetyczka rozpływa się nad moim planem wejścia na szwajcarski Giewont, a ja wizualizuję sobie przyszłosć. Nagłówki lokalnych gazet: „Lokalny tata cudnie chudnie”, „Eksperci go nienawidzą, dwadzieścia pięć kilo w kilka miesięcy bez efektu jojo”, może nawet zdjęcia na insta z metamorfozy „przed” i „po”, gratulacje od znajomych, niskokaloryczna, ale bogata w mentalny błonnik karma dla poczucia własnej wartości.