[Na instagramie poprosiłem o tematy do mikroopowiadań. Słowa klucze, coś co zmusi mnie do kreatywnego myślenia. Dostałem kilkanaście propozycji. Pierwsza z nich to „temperówka” od Kajetany Fiedler]
Połamalem mu wszystkie kredki. To nie był najbardziej dumny moment dla mnie, jako taty. Połamalem mu kredki, ale nie potrafiłem odebrać temperówki. Ściskał ją w swojej małej rączce przez cały czas. Gdy jadł, szedł do szkoły, spał. Nie rozstawał się z nią nawet na chwilę, a ja nie miałem serca uciekać się przemocy i mu ją wyrwać. Choć tak może byłoby lepiej i dla mnie i dla niego. I całej reszty.Nie możemy narzekać na brak przestrzeni życiowej. Cztery sypialnie, salon, dwie łazienki, biuro. Do biura już nie wchodzę. Leży tam ogromny wąż. On zawsze chciał mieć węża, a my zabiliśmy ten pomysł rodzicielskimi dobrymi radami o niebezpiecznych zwierzętach i odpowiedzialności. Wąż jednak żyje i ma się dobrze. Nie przypomina do końca węża, zachowując jego formę jest raczej dziecięcą wariacją na temat węża. Rozmieszczenie oczu podobne jak u ślimaka, kolorowe plamy na skórze i zęby, masa ostrych zębów ubranych w abstrakcyjny uśmiech. Jak z dziecięcego rysunku. Nie ”jak”. On jest z dziecięcego rysunku. Tylko teraz żywy. Wchodzę do salonu i widzę jak siedzi przy stole na którym leżą rozrzucone połamane kredki. Bierze je po kolei i ostrzy temperówką. Temperówka przywraca im ostrość i coś więcej. – Chcesz kaszanki, tato? – pyta nagle i zaczyna rysować. Kaszanka zaczyna materializować się na stole, ma zielony kolor. Nie zdążył jeszcze naostrzyć ciemnych kredek. Patrzę na niego z czułością, ale i lekkim strachem. Siadam obok i biorę do ręki jedną z ciemnych kredek, potem proszę go o temperówkę. Tym razem mi ją daje. Obracam ją w rękach, nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Zwykła różowa okrągła temperówka z malutkim obrazkiem ze solnikiem. Odkładam ciemną kredkę i wybieram niebieską. Kładę mu rękę głowie, delikatnie głaszczę po blond włosach. – Pomyśl o czymś wesołym, zaraz narysujemy to razem.