Kategorie
Mikroopowiadania

W Conters możesz być kim chcesz, jeśli tylko zapragniesz

Nie znoszę truizmów. Wiecie, tych bzdur w stylu, że lubisz porządek, jesteś nastawiony na cel, a twoim życiowym mottem jest być lepszą wersją samego siebie. A jeszcze bardziej nie znoszę głupio-mądrych prawd, którymi zalewani jesteśmy każdego dnia. Ale już całkiem dobrze sobie z tym radzę. Kiedyś było gorzej. Pamiętam kolesia, który w rozmowie rzucił, że emigracja to sprawdzian patriotyzmu. Poniosło mnie. Rzuciłem się na niego, przewróciłem na ziemię i siedząc na nim okrakiem, okładałem pięściami po twarzy. Krew z nosa lała mu się strumieniami, spomiędzy dziąseł ciekły strużki krwi, a ja biłem go bez opamiętania. Gdy leżał półprzytomny na ziemi, blado-czerwony, zastanawiałem się, jak mi wypadł ten patriotyczny test. To wtedy wysłano mnie na terapię.

Mój terapeuta, całkiem miły facet, nieco starszy ode mnie i na pewno bardziej zadbany, wypróbował na mnie metodę alternatywną. No i teraz jeżdżę po świecie i zderzam te mądrości ludu, których kiedyś tak nienawidziłem, z rzeczywistością. Ale robię to na spokojnie. Tym razem miałem jechać do Davos. Światowe Forum Ekonomiczne, pomyślicie, ale nie, to nie to. Mały wykład, spotkanie na temat „Człowiek człowiekowi wilkiem”. Nienawidzę tego zwrotu, wilki to jedne z najbardziej poukładanych zwierząt, o konkretnej hierarchii i z zorganizowanym systemem wsparcia. Terapeuta powiedział, żebym spróbował przekierować swoją frustrację, nie zamieniać jej w tępą agresję, a walczyć, używając merytorycznych argumentów. Nie zawsze mi to wychodzi. Pamiętam, że po przyjeździe do Szwajcarii poznałem faceta. On młody, ambitny. Żona w Polsce. On żyjący w przekonaniu, że miłość pokona wszystkie przeszkody. W pierwszej chwili, gdy to przy mnie powiedział, chciałem zamachnąć się i dać mu z całej siły w twarz. Zamiast tego policzyłem do dziesięciu i spokojnie, rzeczowo wyjaśniłem, na jakie przeszkody ich miłość może trafić i jakie jest prawdopodobieństwo, że sobie z nimi nie poradzi. Pod koniec mojego monologu widziałem w jego oczach łzy, ale przynajmniej zęby miał całe. I miałem rację, rozeszli się kilka miesięcy po naszym spotkaniu. Poznała innego.

Miałem jechać do Davos. Wiecie, jak się jedzie do Davos? Wąską dwupasmówką pomiędzy małymi miasteczkami. Nic nie zapowiada splendoru, który raz na rok jest udziałem tego miejsca. No, ale do Davos nigdy nie dojechałem, bo trafiłem do Conters. Conters jest po drodze i – Bóg mi świadkiem – nie zatrzymalibyście się tam bez wyraźnego powodu. Mała wioska, dwustu mieszkańców, dziura. Ja miałem powód, znajomi spędzali tam czas, świętując w jakiejś górskiej chacie urodziny przyjaciółki. Obiecałem, że zajrzę. Na miejsce dojechałem dość późno, prawie przy tym wypadając z krętej, nieoświetlonej drogi pnącej się mocno pod górę niczym wijący się zaskroniec. To już nawet nie była dwupasmówka, raczej półtorapasmówka z wąskim marginesem na błędy. Chata, w której przebywali znajomi, była na szczęście oznaczona drogowskazem z napisem „Ferienhaus Cresta”.

Wewnątrz panowała wesoła atmosfera. Towarzystwo kończyło jeść fondue, z głośnika leciała rockowa muzyka, a ustawione w rzędzie puste butelki po winie świadczyły o rozbujanej na całego imprezie. Przyczepił się do mnie jakiś koleś, próbował coś opowiadać o książkach, które napisał, że o Szwajcarii, że opowiadania i czy może bym przeczytał. Dodał przy tym coś w stylu, że „wszechświat potajemnie sprzyjał jego pragnieniu”, a ja w tym momencie zamachnąłem się odruchowo ręką, żeby mu solidnie przypierdolić. Otrząsnąłem się jednak, ręka wylądowała na jego plecach i poklepała go kilka razy, a ja wydusiłem z siebie „gratulacje, mordo” i wyszedłem na papierosa.

Na tarasie siedziała z papierosem jakaś osoba. Solenizantka. Zapytała, jak mi się podoba. W pierwszej chwili chciałem być sarkastyczny, ale spojrzała na mnie tym dziwnym wzrokiem i powiedziała, że nie wyobrażała sobie, jakieś dwadzieścia lat temu, gdy przyjeżdżała do Szwajcarii z dwudziestoma frankami w kieszeni, że będzie tu i teraz. – Możesz być kim zechcesz, jeśli tylko zapragniesz – dodała. Wzdrygnąłem się, ścisnęło mi gardło, ale po chwili wyszeptałem: – W górach jest wszystko, co kocham. – To może by tak rzucić wszystko i wyjechać… w Alpy? – zapytała. Zapaliłem papierosa i zaśmiałem się szczerze. To w sumie nie byłby taki zły pomysł.

W odpowiedzi na “W Conters możesz być kim chcesz, jeśli tylko zapragniesz”

W górach jest wszystko co kocham, bo przypominają wszystko inne w moim życiu, wspinaczka jest tylko prostsza i bezpieczniejsza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.